Blog przystosowany do przeglądarki Google Chrome

piątek, 28 lutego 2014

3. Zapraszamy więc do helikoptera

Siedziałam w swoim pokoju w kompletnej ciszy. Nie miałam pojęcia co wydarzy się dzisiejszego dnia. Miałam się spotkać z Caderynem po godzinie 22, czyli już w czasie godziny spokoju, kiedy to nikt nie miał prawa przebywać poza domem bez szczególnej zgody wydanej od Rady. Dostawały ją głównie te osoby, które pracowały do późna w fabrykach i wracali do domu w środku nocy. W czasie, kiedy wszyscy spali patrole milicyjne również czuwały. Co prawda w o wiele mniejszym stopniu, ale co jakieś trzy, cztery godziny dało się zauważyć kilku Milicjantów jadących poduszkowymi samochodami.
Nie chciałam w ciągu dnia nigdzie wychodzić. List z wezwaniem całkowicie mnie dobił..
Położyłam się na łóżku z nadzieją, że zasnę i na szczęście tak się stało. Nie chciałam myśleć o tym wszystkim. Teraz jedyne czego pragnęłam to zobaczyć się z Caderynem, usłyszeć jego głos.
Miałam sen, dosyć dziwny, ale bardzo realny. Stałam na środku jakiegoś pustkowia. Otaczał mnie tylko żółty piach, a słońce parzyło moją skórę. Czułam, że mam suche usta, chce mi się pić, potrzebuję wody, ale nie miałam skąd jej wziąć. Przeszłam kilka kroków z trudem unosząc nogi i usłyszałam czyjś głos. Odwróciłam się powoli zupełnie wyczerpana. Nate stał koło mnie i uśmiechał się szeroko. Też wyglądał na wyczerpanego, ale cały czas miał dobry humor. Patrzył na mnie rozbawionym wzrokiem i coś mówił, ale nie mogłam zrozumieć co. Chciałam poprosić go, żeby dał mi wody, ale nie mogłam wydobyć z siebie żadnego głosu. Nate w końcu kiwnął głową dając mi do zrozumienia, że powinnam się odwrócić. Zrobiłam tak mimowolnie, chociaż nie chciałam. Pragnęłam dalej starać się poprosić o coś do picia, jednak stanęłam tyłem do chłopaka.
Kilka metrów przede mną stał młody chłopak, wysoki w czarnym stroju. Nie byłam w stanie dostrzec rys jego twarzy, koloru włosów, oczu. Wszystko mi się rozmazywało. Wyciągnął rękę w moim kierunku i wydawało mi się, że idzie do mnie, jednak jego postać nie przybliżała się. Poczułam silny ból w prawym boku. Zgięłam się wpół, nie mogłam oddychać. Dotknęłam ręką miejsca, gdzie mnie bolało. Poczułam, że mam wilgotną rękę, a coś spływa mi między palcami. Spojrzałam na moją dłoń. To krew, moja krew.
Obudziłam się przerażona. Byłam cała mokra, ciężko oddychałam, a moje ręce drżały. Starałam się uspokoić. Siadłam prosto na łóżku i próbowałam równo oddychać. Przetarłam dłonią lekko wilgotne czoło. Po chwili wstałam i skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wróciłam do pokoju. Spojrzałam na zegarek. Było za pięć dziewiąta wieczorem. Rozczesałam włosy i wysuszyłam je suszarką, a następnie poszłam do kuchni zjeść coś na szybko.
Starałam się nie myśleć o wezwaniu przez Radę, o wieczorze spędzonym z Nate, o reakcji Caderyna na wieść o tym, że pomogłam Wolnomyślicielowi oraz o śnie, w którym wystąpił ten nieszczęsny dla mnie chłopak.
Po posiłku poszłam do mojego pokoju, żeby się przebrać. Założyłam granatową koszulę z długim rękawem oraz spodnie z lekko szerokimi nogawkami w tym samym kolorze. Szybko spojrzałam w lustro. Wyglądałam, tak jak zawsze, nic nadzwyczajnego.
Zbiegłam zadowolona ze schodów. Postanowiłam nie zamartwiać się niczym tyko żyć chwilą. Co będzie, to będzie. Uśmiechnięta  zeszłam ze schodów. Przy wejściu do kuchni zobaczyłam mamę, która stała nieruchomo przez jakiś czas. Podeszłam do niej. Z jej oczu nic nie dało się wyczytać podobnie jak z wyrazu twarzy. W ręku trzymała elektroniczną kartkę.
-Coś się stało, mamo?- Zapytałam oczekując odpowiedzi. Spojrzała na mnie i pochyliła głowę.
-Twój ojciec.. napisał wiadomość.. On napisał do mnie!- Wydawała się jakby ucieszona, zadowolona, podekscytowana, ale także przerażona a w końcu obojętna.
Spojrzałam na nią ostro i spróbowałam wyrwać jej kartkę, jednak ona cofnęła rękę.
-Tata nie żyje od siedmiu lat! Nie mógł teraz tak zwyczajnie napisać do ciebie.- Stwierdziłam zdenerwowana. Rodzicielka nawet na mnie nie spojrzała tylko poszła do swojej sypialni i z hukiem zamknęła drzwi.wyszłam z domu i skierowałam się do wyznaczonego miejsca spotkania, czyli nad zbiornik wody. Zawsze tam widywałam się z chłopakiem, kiedy zapadała godzina spokoju. Tam rzadko, kiedy pojawiały się patrole, więc było to idealne miejsce. Idąc nad zbiornik starałam się być jak najmniej widoczna. Oznaczało to, że szłam przylegając plecami do ściany i rozglądałam się na każdym skrzyżowaniu ulic, zanim przeszłam na drugą stronę.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy dotarłam nad zbiornik. Caderyn już tam był. Podeszłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Tak bardzo mi go brakowało, chciałam, żeby o tym wiedział.
-Violet, tęskniłem za tobą.- Stwierdził całując mnie w czubek głowy.
-Ja za tobą też.- Uśmiechnęłam się odsuwając się od niego.- Długo cię nie było.- Stwierdziłam ze smutkiem. Spojrzałam w jego oczy. Miały kolor jasnego błękitu zupełnie tak jakby.. no właśnie, nie podłączył się do Transmisji. Chodź wiedziałam, że i tak się podpina, to będąc ze mną miałam wrażenie jakby nigdy tego nie robił. Nie miałam pojęcia jak to się dzieje, ale przy mnie był jakby Wolnomyślicielem.
-Wiem. Musiałem zostać na tyle, ile mnie wezwano, nie miałem na to wpływu. Przykro mi.- Pocałował moją dłoń.- Mam jednak dla ciebie prezent. Zamknij oczy- Polecił. Posłusznie opuściłam powieki. Nic nie widziałam, ale słyszałam, że Caderyn wyjmuje coś z kieszeni. Wyciągnął moją rękę do przodu i ujął ją w swoje dłonie. Po chwili położył na niej coś małego i zimnego.
-Już możesz otworzyć- Powiedział cicho.
Otworzyłam oczy. Na mojej ręce znajdował się wisiorek ze średniej wielkości jasnoniebieskim kamieniem. Szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy. Prezent bardzo mi się spodobał.
-Jest piękny, dziękuję- Przytuliłam się do chłopaka.
-Cieszę się, że ci się spodobał.
Zauważyłam, że Caderyn jest dziwnie spięty, trochę za bardzo oficjalny. Chciałam zapytać go o to. Jednak nie byłam pewna czy jest to dobry temat na rozmowę.
-Będzie lepiej, jeśli go schowasz. Nie wolno przecież nosić biżuterii- Powiedział z powagą.
-Masz rację- Przytaknęłam.- Pewnie, gdyby go zobaczył któryś z Milicjantów na pewno, by go zabrał.- Wsunęłam naszyjnik do kieszeni spodni.- Muszę ci o czymś powiedzieć.
-Słucham.-Spojrzał na mnie wyczekująco.
Chciałam opowiedzieć mu o liście z wezwaniem, ale rozległ się dziwny dźwięk. Rozejrzałam się jednak nic nie widziałam. Zbliżyłam się do Caderyna a ten objął mnie ramieniem. Dźwięk stawał się coraz bardziej intensywny i w końcu zobaczyłam jego źródło. Nad nami zawisł w powietrzu helikopter, z którego z karabinu mierzył do nas Milicjant. Chciałam zapytać, o co chodzi, ale było tak głośno, że gubiłam się we własnych myślach.
Helikopter po chwili wylądował niedaleko nas. Wysiadło z niego dwóch Milicjantów, wyglądali na nieuzbrojonych. Podeszli do nas.
-Sierżant Brewer i sierżant Barber.- Przedstawił pierwszy z nich.- Wasze imiona.
-Caderyn Benson i Violet Woodall.
-Macie pozwolenie na przebywanie po 22 poza domem?- Zapytał Barber nieprzyjemnym tonem.
-Nie sierżancie.- Opowiedział krótko Caderyn.
-Zapraszamy, więc do helikoptera- Brewer wskazał nam ręką czarną maszynę i ruszył w jej kierunku. Sierżant Barber szedł za nami pilnując żebyśmy nie uciekli.


Witam wszystkich :) Mam nadzieję, że spodziewaliście się kontynuacji tego opowiadania skoro Demolition Lovers już się kończy. Nie wiem dokładnie, kiedy dodam ostatni rozdział, bo mam niestety zbyt dużo nauki. Liczę na to, że rozdział Wam się podobał :) Jeśli przeczytaliście to proszę o komentarz, ponieważ chciałabym wiedzieć ilu jest czytelników bloga :)
Pozdrawiam :)